Krem BX Purite – mój codzienny rytuał wygładzenia i ujędrnienia
Dlaczego to nie jest moje pierwsze opakowanie… i na pewno nie ostatnie
W świecie naturalnych kosmetyków naprawdę trudno znaleźć produkt, który łączy skuteczność działania z prostym, uczciwym składem i jednocześnie zachwyca konsystencją, zapachem oraz tym czymś, co sprawia, że sięga się po niego z przyjemnością dzień po dniu.
Dla mnie takim kosmetykiem jest bez dwóch zdań Krem BX wygładzająco–ujędrniający od marki Purite. I nie, to nie jest moje pierwsze opakowanie tego cuda – i na pewno nie ostatnie. Używam go od dłuższego czasu w ramach mojej naturalnej pielęgnacji i już teraz mogę powiedzieć, że to jeden z tych kremów, do których się wraca.
Co więcej – stosuję go razem z innymi produktami Purite, które równie mocno zasługują na uwagę… ale o nich opowiem w kolejnych wpisach. Dziś skupmy się na tym małym, szklanym słoiczku pełnym roślinnej mocy.
Naturalny „botoks” bez igieł i strachu
Wyróżnikiem Kremu BX, jest jego główny składnik aktywny – Spilanthes Acmella, czyli akmelia. Znana na świecie jako „roślinny botoks”, działa wygładzająco i liftingująco, ale w 100% naturalnie i bezpiecznie.
Efekt? Skóra po aplikacji staje się natychmiast jędrniejsza, gładsza, bardziej napięta – ale bez efektu maski. I co ważne – efekt ten wzmacnia się przy regularnym stosowaniu, co mogę potwierdzić z własnego doświadczenia.
Akmelia pobudza fibroblasty (podstawowe i najliczniejsze komórki tkanki łącznej) do produkcji kolagenu i elastyny, a jednocześnie rozluźnia napięcia mięśniowe w obrębie mimiki. Przekłada się to na wygładzenie drobnych zmarszczek. To naturalna alternatywa dla toksycznych iniekcji.

Skład, który mówi sam za siebie
Jedną z rzeczy, które najbardziej cenię w marce Purite, jest minimalizm i przejrzystość składu. Żadnych zbędnych dodatków, żadnych kontrowersyjnych składników, zero marketingowego „bullshitu”. Tylko to, co potrzebne i skuteczne.
W kremie BX znajdziesz m.in.:
- Ekologiczny hydrolat z róży damasceńskiej – nawilża, łagodzi i otula skórę nie tylko zapachem, ale też miękkością.
- Olej z opuncji figowej – nazywany „eliksirem młodości”, intensywnie ujędrnia i wzmacnia.
- Olej cacay – bogaty w naturalny retinol i witaminę F.
- Olej konopny z CBD – kojący i regenerujący, idealny dla skóry wrażliwej.
- Olej z dzikiej róży – pełen antyoksydantów i witamin.
- Skwalan z oliwek – wspiera regenerację i elastyczność skóry.
- Traganek błoniasty – silny składnik anti-aging, który stymuluje syntezę kolagenu.
A do tego – cudowny aromat róży damasceńskiej, jaśminu i kadzidłowca, który sprawia, że codzienna aplikacja kremu to coś więcej niż pielęgnacja – to rytuał ukojenia i odprężenia. Ten zapach jest niezwykle harmonijny: zmysłowy, kwiatowy i lekko żywiczny – otula skórę i zmysły, przywołując wspomnienia ciepłych, letnich wieczorów w ogrodzie. Uwielbiam ten bukiet zapachowy – kojarzy mi się z dzieciństwem i ogrodem mojej rodziny, pełnym kwiatów pachnących wieczorem.
Konsystencja, która zachwyca
Krem BX ma wyjątkowo przyjemną, treściwą konsystencję o strukturze śmietanki – aksamitnej, o subtelnym odcieniem, który dodaje jej elegancji.
Nie jest zbyt ciężki ani zbyt lekki – idealny balans pomiędzy odżywieniem a lekkością. Rozprowadza się z łatwością, otulając skórę miękkim filmem, który nie pozostawia tłustości, za to daje poczucie głębokiego komfortu i nawilżenia.
To właśnie ten rodzaj kremu, po który sięga się z przyjemnością – nie tylko ze względu na efekty, ale i samą przyjemność aplikacji.

Opakowanie – funkcjonalne i eleganckie
Na plus zasługuje także opakowanie – krem zamknięty jest w estetycznej, szklanej buteleczce z wygodnym dozownikiem, który pozwala zużyć produkt do ostatniej kropli, zachowując pełną higienę.
Dodatkowo, na końcówce znajduje się dopasowana nakładka ochronna, która świetnie trzyma się nawet podczas podróży – nic się nie rozlewa, nie brudzi, wszystko pozostaje na swoim miejscu.
Prosta, ale niezwykle elegancka etykieta doskonale wpisuje się w filozofię marki – bez zbędnego nadmiaru, za to z klasą. To kosmetyk, który cieszy zarówno skórę, jak i oko, stojąc na łazienkowej półce.
Kiedy i jak stosować
Krem BX możesz stosować zarówno rano, jak i wieczorem. Ja zazwyczaj sięgam po niego wieczorem – lubię to poczucie, że moja skóra regeneruje się z tak silnym wsparciem podczas snu.
Ilość widoczna na zdjęciu to jedna pompka produktu – dokładnie tyle wystarczy, by pokryć kremem całą twarz i szyję.
Jeżeli chcesz zadbać również o dekolt (do czego gorąco zachęcam, bo to część ciała często pomijana w pielęgnacji), użyj dodatkowej porcji kremu.
Świetnie sprawdza się także rano – nadaje się pod makijaż, nie roluje się, szybko się wchłania.
Polecany jest do każdego typu cery, ale szczególnie pokochają go skóry wymagające ujędrnienia, regeneracji i pierwszej (lub kolejnej) pomocy w walce z oznakami starzenia. Już od 25. roku życia warto wprowadzić go do codziennej pielęgnacji.
Dlaczego wracam do niego z radością? Ponieważ…
- Widzę realne efekty: skóra jest gładsza, bardziej napięta i promienna.
- Działa zarówno od razu, jak i długofalowo – idealny balans.
- Nie zapycha i nie obciąża skóry, a mimo lekkiej konsystencji daje uczucie głębokiego nawilżenia i komfortu.
- To czysta natura bez kompromisów – skład mówi sam za siebie.
- Kocham filozofię Purite – szacunek do natury, jakości i ciała.
Krem BX to coś więcej niż krem. To świadomy wybór – dla siebie, dla skóry, dla planety.
Jeśli szukasz naturalnego sposobu na ujędrnienie, wygładzenie i codzienny „efekt wow” bez sztuczek i agresywnych składników – daj mu szansę. Tak jak ja – raz… i już nie wyobrażasz sobie pielęgnacji bez niego.
A jeśli jesteś ciekawa, co jeszcze gości w mojej łazience od Purite – obserwuj bloga. Wkrótce opowiem więcej o pozostałych perełkach, które naprawdę zasługują na uwagę 💚.
Dodaj komentarz